Rano ok. 10 wychodzimy do miasta. Znajdujemy stację metra przy Park str. i za 4Rs. od osoby jedziemy do świątyni Kalighat Kali. Gwałtowna i mściwa bogini Kali jest patronką Kalkuty, Kalighat Kali zaś miejscem, gdzie rzekomo upadł palec boskiej żony Śiwy po tym, jak bogowie rozproszyli jej ciało po całej ziemi, pragnąc powstrzymać taniec zniszczenia Śiwy(przewodnik Pascala). Po wyjściu z metra, im bliżej świątyni tym więcej żebraków i naciągaczy, ale jesteśmy twardzi. Przed samym wejściem zjawia się nie wiadomo skąd facet i zaczyna nawijać, że nie jest przewodnikiem tylko mnichem z tej świątyni i nim się obejrzałem już nas prowadzi i opowiada. Czytałem o takich "mnichach" w przewodniku i wiem, że na końcu chodzi o pieniądze, więc jestem czujny. Facet pokazał nam miejsce w którym codziennie zabija się kozy na ofiarę, podprowadził też pod sam ołtarz z wizerunkiem Kali. Potem poszliśmy nad świątynny Ghat pod posąg Siwy. I tu zaczynają się modły za Beatę, za Roberta, za naszą córkę. Powtarzamy za nim słowa modlitwy. Na końcu pokazuje nam księgę (a nie mówiłem) z wpisami ludzi z całego świata i obok z sumami, które przekazali na świątynię. Kwoty 2000, 3000Rs.Wyśmiałem go, ale daję mu stówę no bo coś tam pokazał i poopowiadał. Mówi, że co najmniej 500, bo modlił się za całą rodzinę. W końcu bierze stówę i na koniec znaczy nas czerwonym znakiem na czole.
Droga powrotna do metra to normalna ucieczka przed żebrakami. Są strasznie namolni, ciągną za rękaw, cały czas idą za nami. W końcu daję kobiecie z dzieckiem kilka rupii.Pozostali nadal idą za nami i cały czas zaczepiają. Nie zwracamy na nich uwagi, ale jeden jest tak wytrwały, że idzie za nami do samej stacji metra. I tu stop, bo w wejściu siedzi ochroniarz z bronią i on dalej wejść nie może. Wracamy do hotelu przebrać się, bo jestem cały mokry od potu, taka wilgotność.Po krótkim odpoczynku idziemy na obiad. Ja Chicken Masala, Beata ryba w liściu bananowca. Potem wałęsamy się po okolicy. Trafiamy na ogromny bazar pod dachem z mnóstwem naganiaczy, ale nie z nami takie numery.Wieczorem załatwiam jeszcze taksówkę na jutro rano, na lotnisko. Pakujemy się, jutro rano lecimy na Andamany.