O 6 rano dojechaliśmy do Hoi An. Autobus zatrzymał się przed biurem i po zabraniu bagaży poszliśmy na śniadanie do knajpki obok. Spotkaliśmy tu sympatycznego Niemca, który słysząc nasze rozmowy zagadnął nas po polsku. Okazało się, że jego mama pochodzi ze Śląska i on mówi trochę w naszym języku, no a ja miałem okazję porozmawiać chwilę po niemiecku. Po śniadaniu zamawiamy taksówkę i za 75K, według licznika, docieramy do oddalonego o 3 km homestay'u "New Sunshine". Wita nas sympatyczna właścicielka i zaprasza do ogrodu, bo nasze pokoje nie są jeszcze gotowe. Jest ósma rano, a zameldowanie jest o 14. Zamawiamy kawę, a po chwili pani proponuje nam inne pokoje, żebyśmy mogli odpocząć po podróży, aż nasze będą gotowe. Zgadzamy się chętnie. W sumie to później tylko ja z Beatą się przenosimy, a Sylwia z Łukaszem zostają już w tym samym.
Po rozmowie z właścicielką co i jak zwiedzać, bierzemy rowery, a ona na motorku jedzie przed nami aby pokazać nam drogę. W sumie niepotrzebnie, bo droga na stare miasto jest prosta, ale po drodze jest sklep z odzieżą jej siostry no i ona prosi abyśmy tam zajrzeli. No to zaglądamy, z uprzejmości chwilę oglądamy, zostawiamy rowery i dalej idziemy pieszo.
Po krótkiej chwili dochodzimy do starego miasta. Wszystkie godne zainteresowania miejsca w Hoi An znajdują się w jego obrębie. Chcąc zwiedzić poszczególne zabytki trzeba kupić bilet. Bilet na 5 miejsc kosztuje 120K. Kupujemy i rozpoczynamy spacer . Odwiedzamy Japoński Most, świątynię Quan Cong, Halę Kantońską i Halę Zgromadzeń Phuc Kien. Chodząc po uliczkach cały czas słyszymy dobiegającą z głośników rozwieszonych na słupach muzykę klasyczną. Fajny nastrój, choć turystów dość sporo. Trafiamy też oczywiście pod pomnik Kazimierza Kwiatkowskiego, architekta, który w latach 1981-1997 kierował pracami restauracyjnymi najbardziej znanych zabytków na terenie Wietnamu. To dzięki niemu uniknięto drastycznej modernizacji starej części Hoi An.
Po zwiedzaniu jemy co nieco w hali targowej. Porcja 20K. U sprzedawczyni owoców kupujemy mango też za 20K i pani pozwala Beacie przymierzyć do zdjęcia swoje nosidło. Robimy jeszcze drobne zakupy, wracamy po rowery i do domu. Wieczór spędzamy w ogrodzie i kąpiąc się w basenie.