Rano o 4.40 idziemy na dworzec autobusowy. Autobus do Jinki jest tak przepełniony, że nie mamy żadnych szans, zwłaszcza, że przecież nie mamy biletów. Postanawiamy jechać do Konso, bo jest akurat busik. Płacimy po 30B i dodatkowo 15B za bagaż i po ok.2godz. jesteśmy już w Konso. Tam łapie nas miejscowy "przewodnik" i namawia na wspólną 2dniową wyprawę do Turmi, do wioski Hamerów. Po dość długich targach zgadzamy się dać mu 25$ za dzień, a on ma załatwić transport, nocleg, wejście do wioski itp. Oczywiście za cała tą resztę płacimy my. Barak, bo tak ma na imie, załatwia ciężarówkę i jedziemy do Weyto. Tam posiłek i udaje nam się zabrać terenową Toyotą bezposrednio do Turmi. Kwaterujemy się w "Green hotel". Po krótkim odpoczynku, wieczorem, idziemy do wioski Hamerów. Barak musiał oczywiście załatwić jeszcze miejscowego przewodnika mówiącego w języku plemienia Hamer. W wiosce wita nas Toro, córka wodza. Wchodzimy do jej chaty i przypatrujemy się jak przygotowuje wieczorny posiłek. Jem trochę tej potrawy, smakuje tak jak owsianka. Siedzimy w chacie, trochę rozmawiamy przez 2 tłumaczy,a potem wychodzimy na pokaz tańca i śpiewu przy ognisku. Jest niesamowicie, wokół noc, ciemno, i tylko to ognisko oraz śpiew młodych Hamerek...