Rano po śniadaniu i rozmowie z Barakiem postanawiamy zwiedzić wioskę Dara, która leży ok. 2km. od Konso. Barak załatwia nam miejscowego przewodnika (100B) i bilety wstępu(50B/os.).Niestety za wszystko trzeba płacić, a wejście do tej wioski bez przewodnika i biletów kupionych w biurze w Konso jest niemożliwe. Wioska otoczona jest kamiennym murem. Na centralnym placu stoi słup na którym wisi skóra lwicy. Jak się okazało, lwicę tę, która prawdopodobnie przyszła tu z Kenii, zastrzelił mieszkaniec tej wioski. Od tego czasu, a było to przed miesiącem, jest on bohaterem lokalnej społecznosci.
Przewodnik prowadzi nas do miejscowego "ogródka piwnego", gdzie mamy okazję spróbować miejscowego "piwa". Napój ten wytwarzany z sorgo i kukurydzy w niczym jednak piwa, w naszym pojęciu, nie przypomina. Dostajemy do wypicia skorupę z płynem o konsystencji bardzo rzadkiej kaszki manny. Na dodatek zauważam w środku kilka mrówek i muszek. No ale cóż, wszyscy patrzą, wiec głęboki oddech i pijemy. To przełamało lody. Zaczynamy rozmawiać, fotografować, a nawet jeden z miejscowych daje nam się pobawić swoim KBK AK. Jest wesoło, ale niestety musimy jeszcze dziś dojechać do Arba Minch. Wracamy więc do Konso i busikiem(50B/os.) ruszamy dalej. W Arba Minch okazuje się że mamy problem ze znalezieniem noclegu, bo akurat jest zjazd absolwentów miejscowego uniwersytetu i miejsc w hotelach nie ma. Idziemy więc do biura turystycznego i tam na szczęście spotykamy Helen, która oferuje nam nocleg u siebie w domu. Zgadzamy się chętnie. Poznajemy mamę Helen i jej braci. Wszyscy są bardzo mili. Bierzemy "prysznic" na podwórzu(ogrodzone palikami miejsce, miska i kubek do polewania), Helen oddaje nam swój pokój, przebieramy się i idziemy razem na kolację. Po powrocie Helen urządza jeszcze "Koffe ceremoni". Pijemy kawę(super!!!), gadamy i idziemy spać.