Rano już o 7.00 poszedłem coś kupić na śniadanie. Becia w tym czasie nas spakowała. Na śniadanie jajka (5szt.=20Rs.), kawa, bułki. O 10.30 przyjechała po nas taksówka i za 100Rs. zawiozła nas na lotnisko. Tu małe zamieszanie z moimi biletami, bo nie lecimy Jet Airways, tylko przenieśli nas do Kingfisher. Jak się okazało, jeszcze lepiej, bo lecimy pół godziny wcześniej i na pokładzie dostajemy posiłek. Oczywiście bez żadnych dopłat. W górze trochę trzęsie, ale po 2 godzinach bez problemów lądujemy w Chennai. Na lotnisku bierzemy pre paid taxi (320Rs.) i 45min. jedziemy do Raj Residence Hotel. Tu bierzemy pokój za 900Rs.(no bo musiał być z klimą). Po godzinie Becia wyłącza klimatyzacje bo jej zimno. A można było wziąć pokój za pół ceny bez klimy!!! Beata już w samolocie poczuła się źle, więc nie chce wyjść z hotelu. Idę więc sam na zwiad. Kupuję wodę(2l=23Rs.), Colę (1l=33Rs.) i po dość długim poszukiwaniu Vine shopu, piwo(0,66l=70Rs.). Jem na ulicy ciasto z pikantnym nadzieniem(8Rs.) Odnoszę zakupy do hotelu i wychodzę jeszcze raz, tym razem w poszukiwaniu internetu. Kafejka jest całkiem blisko hotelu( 30Rs.=1h).Na kolację wchodzę do pełnej ludzi knajpki obok naszego hotelu. Ryż+10 różnych sosów, od łagodnego jak jogurt do pikantnego jak zaraza.Pycha, 79Rs.