Ostatnie dwa dni na Phu Quoc

Wypożyczyliśmy skutery po raz drugi i postanowiliśmy tym razem pojechać na północ wyspy. Po przejechaniu miasta Duong Dong kierujemy się na północny zachód. Po drodze mijamy ogromne wysypisko śmieci. Smród i góry śmieci dochodzą do samej drogi. Po kilkunastu kilometrach skręcamy w lewo chcąc dotrzeć do wybrzeża. Docieramy jednak do jakiegoś luksusowego resortu i niestety nie chcą nas wpuścić na ich teren ale pokazują nam jak dotrzeć na niedaleką plażę Dai Beach. Jedziemy, docieramy do szlabanu przy którym siedzi strażnik. Gestem ręki pokazuje nam, że możemy przejechać i po chwili jesteśmy już na plaży. Na plaży pusto. Niestety znowu pełno śladów po ludziach, którzy odwiedzili to miejsce. Śmieci walają się wszędzie. Odpoczywamy. Niedaleko brzegu znajduję piękne muszle. Dwie są naprawdę duże. Ruszamy dalej z zamiarem dotarcia do północnego krańca wyspy, ale plany niszczy nam deszcz. Postanawiamy przeczekać przy kawie w wiejskiej knajpce. Wśród stolików spacerują kury, na hamakach odpoczywają jacyś faceci, spokój, cisza i tylko deszcz bębni o dach niemiłosiernie. No cóż, do domu wracamy w deszczu.
Kobiety mają dość, ale my z Łukaszem jeździmy jeszcze po okolicy. Deszcz nam nie straszny, ha, ha, jest przecież cieplutki.
Wieczorem już nie pada. Kolacja i kolejna wizyta na targu nocnym w Duong Dong.
Ostatniego dnia na wyspie pogoda jest na tyle fajna, że możemy iść na plażę. Przede wszystkim nie pada. Idziemy wzdłuż Long Beach, aż wybieramy sobie fajną knajpkę i zostajemy. Dziewczyny piją drinki, kąpiemy się w ciepłym morzu, nie opalamy się, bo słońce za chmurami, ale n i e p a d a !!! Cały dzień schodzi nam na leniuchowaniu. Wieczorem trafiamy jeszcze na koncert jakiegoś, chyba znanego piosenkarza wietnamskiego, przy Long Beach Center. Po powrocie do domu siedzimy na tarasie. Rozmawiamy o dalszej podróży. Jutro lecimy do Ho Chi Minh City.

Zdjęcia (15)

Komentarze (0)