Rano po śniadaniu spakowaliśmy się i wyszliśmy do miasta na zakupy. Łukasz i Sylwia kupili sobie trampki converse za 190K para, ja t-shirt za 150K, Beata bluzkę za 100K. Bluzka była trochę za duża, ale to nie problem. Pani w sklepie wzięła miarę i za godzinę bluzka była gotowa do odbioru. Potem posiedzieliśmy trochę w kawiarni, odebraliśmy bagaże pozostawione w recepcji i o szesnastej poszliśmy do biura skąd mieliśmy nocny autobus do Hanoi. Kiedy doszliśmy do biura Łukasz nagle zbladł, krzyknął tylko "zaraz wracam" i wybiegł. Jak się potem okazało, odbierając bagaże z hotelu skorzystał jeszcze z toalety w której zostawił saszetkę z paszportem i pieniędzmi. Wszystko skończyło się szczęśliwie, saszetka czekała na niego tam gdzie ją zostawił, ha, ha. Ale nerwów trochę było.
O 17 z biura turystycznego busik zabrał nas na parking, gdzie przyjechał autobus i punktualnie o 17.30 ruszyliśmy w kierunku Hanoi. W czasie jazdy mieliśmy kilka postojów. Jeden dłuższy, ponad pół godziny, aby można było coś zjeść. Taka zajezdnia przy trasie z jadłodajnią, sklepem, toaletą, miejscem do podładowania telefonów. O szóstej rano dojechaliśmy do celu.